Blog

Dziennik pokładowy pewnego samochodu.

Powrót do bloga RSS

Oblany egzamin

2011-10-09

Wyjazd na przystanek woodstock w sierpniu 2011 był swego rodzaju egzaminem dla wisienki. Czy moje dwudziestosiedmioletnie auto jest w kondycji przejechać ponad 600 km bezawaryjnie? Odpowiedź była brutalna - nie jest.

Drogę do Kostrzyna wisienka przebyła wspaniale. Jechało się cudownie. Szum i praca silnika i zawieszenia, ukochana obok, brak dzieci, oczekiwana impreza przed nami, fajna pogoda. Po prostu super. Zresztą jak wszystkie koncerty (no może poza Prodigy, ale to zupełnie inna historia).

Droga powrotna też nie przepowiadała kataklizmu. Około 100 km od Torunia usłyszeliśmy (bo jechała nas czwórka + pełno bagaży) hałas z tylnego prawego koła. Sprawa była dziwna, bo wyglądało na to że opona trze o wnękę nadkola, ale nie od góry (jak można się spodziewać w przeładowanym samchodzie), ale z boku. Dojechaliśmy do Bydgoszczy i tam zajęła się nią laweta.

Początkowo podejrzewałem uszkodzenie sprężyny. Jednak jakie było moje i mechanika zaskoczenie, gdy okazało się, że u niego wszystko ok. Nie ma tarcia! Dopiero gdy dociążył samochód zobaczył coś co go i mnie przeraziło.

Podwozie wisienki jest miękkie. Jest na tyle miękkie, że jeśli się je mocno dociąży to się ugina i... koło trze o wnękę.

Wisienka miała zawsze słabe nadwozie (wspomniałem o tym już nawet we wpisie dziesięc lat temu) a jest to jedna z rzeczy których naprawa jest zupełnie nieopłacalna z punktu widzenia finansowego oraz, co ważniejsze, bardzo ryzykowna - nikt nie zagwarantuje, że w drugim miejscu problem się nie pojawi.

Nadal serce moje jest z wisienką, ale głowa mówi wyraźnie pass

Komentarze zostały wyłączone.
Jeśli pragniesz podzielić się uwagami dotyczącymi tego wpisu (za co będę bardzo wdzięczny) zapraszam na stronę kontaktową.