Blog

Dziennik pokładowy pewnego samochodu.

Powrót do strony głównej RSS

2012

2012-10-08Włamanie

Włamali się dzieciaki do mojego autka.

Włamali się, pogrzebali i oczywiście nic nie zrobili, ani nie ukradli. Cóż mieli ukraść, skoro radio marki daewoo na kasety (w dodatku zgubiłem panel) a i kasetami też nie byli zainteresowani. Podobnie nie wzruszyła ich latarka samochodowa, ani zestaw map sprzed kilku ładnych lat.

Nawet pojeżdzić sobie nie mogli, bo akumulator miałem w domu.

Przez tą przygodę przez chwilę myślałem, by nie zamykać drzwi w ogóle, z tym, że w Polsce mogłoby to być odebrane jako znak opuszczonego samochodu.

A moja wisienka takim nie jest.

skomentuj

2012-07-05Z drogi stary gracie!

Tak się złożyło, że mamy dwa samochody. Wisienkę i jej pra-pra-pra-pra wnuka (niekoniecznie z prawego łoża). I tak się jakoś składa, że jeżdżę wisienką szybciej. Jest to pewnie związane z moim podejściem do tego autka (przyjemność, nie potrzeba) jak i sportowym wnętrzem a może i tym, że zazwyczaj jeżdżę nią sam.

Najdziwniejsze jednak jest to, że gdy zachce mi się jechać wolno, to mnie inni użytkownicy drogi popychają. Przyklejają się do zderzaka, warczą a nawet trąbią! Tak jakby chcieli powiedzieć, że wisienka jest zbyt wolna na nasze drogi, zbyt zniszczona... A może czarny kolor i spojler z alufelgami budzi taką agresję? A może zapach gazu (i automatyczna myśl - stary grat zagazowany)? Nie wiem. A chętnie bym się dowiedział.

Jedno jest pewne - nie podoba mi się takie zachowanie. Co ciekawe, właściciele innych starych, ale bardziej kultowych aut mają zupełnie inne odczucia - częściej ich wpuszczają na drogę, uśmiechają się itp. Wisienka może kojarzy się bardziej z praktycznym niż rozrywkowym autem i przez to jest stawiana w jednym rzędzie z Daewoo Tico, VW Golf2 czy Skodą Favorit...

skomentuj

2012-05-26Wisienka się zawiesiła

Rzadko się zdarza, że zawieszają się urządzenia/maszyny, których jedynym elektronicznym elementem (o ile dobrze pamiętam) jest przerywacz od kierunkowskazów. A jednak. Jakiś miesiąc temu zajechałem do centrum handlowego i po zgaszeniu pojazdu nie byłem w stanie go odpalić. Użyłem wszystkich znanych mi tricków i niestety, żaden nie zadziałał. "Trudno, przynajmniej będzie stała w garażu" - pomyślałem i ją tam zostawiłem.

W międzyczasie raz jeszcze do niej zajrzałem. Odkręciłem i przyczyściłem przewód łączący rozrusznik z akumulatorem (fakt, że było słychać tylko "cyk" sugeruje, że albo nie ma wystarczającego natężenia prądu, albo mamy poważniejszy problem z rozrusznikiem (sprawa akumulatora odpada)), ale i to nie odniosło skutku. W końcu poprosiłem znajomego by mi pomógł (a znajomy, dobra dusza, nie odmówił) zapalić na pych. Tutaj, jestem winny wyjaśnienia dla młodszych czytelników - kiedyś samochód można było zapalić poprzez jego popchnięcie, nawet mając szczątkowe ilości prądu w akumulatorze - nie było pana-i-władcy-nie-żyjącego-bez-prądu: komputera.

Mini Morris pociągnął wisienkę (w dodatku tyłem) i ta dosyć niechętnie, ale jednak zapaliła. Przez ten miesiąc akumulator nieco się rozładował, ale nie przeszkodziło to w jeździe.

Po dojechaniu do domu spróbowałem zapalić. Zapaliła! Czyli winny nie był przewód, ani akumulator tylko po prostu szczotki w rozruszniku się zawiesiły, a ja zapomniałem, że wisienkę też czasami trzeba stuknąć.

skomentuj

2012-04-11Wyleczona.

Pewnego dnia prawe tylne koło wisienki zaczęło trzeć o nadkole. Przeraziło mnie to na poważnie, bo znaczyło, że koło prawie się nie trzyma i w zależności od zakrętu tarło bądź zewnętrzną, bądź wewnętrzną część nadkola. Takim autem nie można jeździć.

Zastanowiło mnie tylko jedno - tarcie o zewnętrzną część nadkola ma się nijak do teorii o raku - czyli wyginającym się podwoziu. Wjechałem więc do garażu i z drżącym sercem podniosłem auto. Chwyciłem koło i poruszałem nim. Czegoś takiego nie widziałem nigdy na oczy - mogłem koło przesunąć do przodu, do tyłu, do góry i na dół bez większego wysiłku. Zajrzałem pod spód - wahacz trzymał się tylko w jednym miejscu!

Podjechałem do blacharza. Nie był to blacharz z polecenia ani nigdy nic przedtem u niego nie robiłem, więc pewnie każdy kierowca zna ten brak zaufania. Auto Szubert na Słowackiego 22 w Gdańsku - 400 PLN wziął sympatyczny właściciel za naprawę tego, gwarantując jednocześnie, że przegląd przejadę oraz że wykonał swoją pracę należycie. Czas pokaże czy dobrze trafiłem. Pierwsze próby po odebraniu wisienki strasznie mnie ucieszyły.

skomentuj

2012-03-06Znów zapadłem w nią jak w toń...

Z moją wisienką to jest tak, że gdy jej nie widzę, nie jeżdżę, nie zajmuję się stroną to nie brak mi jej bardzo. Właściwie to dochodzę do wniosku, że nawet jej nie potrzebuję. Jednak przyszła zima i okazało się, że może warto mieć dwa samochody, szczególnie gdy ten drugi jest na gaz.

Zacząłęm znowu jeździć Nissanem Cherry. Prawie codziennie i w dodatku do pracy. Jeździłem do pracy dwudziestosiedmioletnim samochodem z uszkodzonym zawieszeniem. I stało się. Znowu poczułem to coś, czego nie daje mi nowszy o ponad dwadzieścia lat mitsubishi.

Wisienka jest jak stare dżinsy. Dla kogoś z boku nie wydaje się niczym specjalnym, ale na mnie leży jak ulał. Oglądałem ją sobie i właściwie z każdym jej elementem jest związana jakaś historia (wiele z nich jest opisanych w tym dzienniku, ale jeszcze więcej zdarzyło się zanim zacząłem prowadzić zapiski).

Czuję, że każdego dnia zbliża się moment, gdy będę musiał się z nią rozstać i może dlatego tak cieszę się z tych ostatnich chwil.

skomentuj

2012-02-10Podsumowanie 2011 i 2010 roku

Tradycyjnie już przygotowałem podsumowanie roku 2011 i 2010.

Szczególnie wydatki w roku 2010 dają do myślenia. Samochód nieużywany kosztuje prawie 50 PLN/miesiąc. I to jeszcze tak tani jak wisienka. Jeśli przejeżdżasz w ciągu roku tylko 100 kilometrów znaczy to, że każdy kilometr kosztuje prawie sześć złotych!

skomentuj