Blog

Dziennik pokładowy pewnego samochodu.

Powrót do bloga RSS

Dym spod maski

2014-05-21

Pewnego pięknego dnia postanowiłem przejechać się wisienką. Ponieważ jazda tym autem poprawia dodatkowo humor, był on na naprawdę wysokim poziomie. Aż do czasu gdy zatrzymałem się kulturalnie na czerownym świetle i nagle zacząłem w samochodzie coś jakby się zaczynało palić.

Zjechałem z ulicy, stanąłem na poboczu i... dym zniknął. Dziwna sprawa - pomyślałem, zajrzałem pod maskę - wszystko w porządku, z sercem na ramieniu ruszyłem dalej. Dojechałem, tam gdzie chciałem dojechać - wszystko w porządku... Może coś się spaliło i już więcej się nie zapali - pomyślałem i rzeczywiście z trzy razy jechałem samochodem i nic niepokojącego me nozdrza nie wyczuły.

Wiśnia znowu postała sobie miesiąc i gdy znowu zapragnąłem nią pojechać ruszyła radośnie po to by po kilku kilometrach znowu zaczęło coś się palić. Wtedy już wiedziałem, że coś się musi niedobrego dziać gdy wiśnia stoi dłuższy czas na parkingu, ale nie był to smród zwierzęcia, raczej coś plastikowego. Podobnie jak przedtem zanim się zatrzymałem smród opuścił kabinę i śladu po przyczynie nie mogłem znaleźć.

Eksperyment, który miał znaleźć winowajcę był prosty - wiśnia poczekała dwa tygodnie na parkingu i wtedy zapaliłem ją na parkingu. Z otwartą maską obserwowałem co się tu może dziać. Okazało się, że to olej. Ten olej co sobie wycieka powoli z silnika kapie na rurę wydechową. Gdy rura się ogrzewa ten się spala. Dlatego dzieje się to tylko wtedy, gdy silnik długo nie jest zapalany i więcej oleju zbierze się na wydechu i jest tego oleju na tyle mało, że zanim się zatrzymam, już go nie ma.

Wymiana uszczelki staje się koniecznością.

Komentarze zostały wyłączone.
Jeśli pragniesz podzielić się uwagami dotyczącymi tego wpisu (za co będę bardzo wdzięczny) zapraszam na stronę kontaktową.